Z cyklu „Filmowe portrety malarzy” 19 grudnia br. odbyło się spotkanie w ramach Klubu Powiększania Wyobraźni Miejskiej Biblioteki Publicznej w Jaśle o filmie Lecha Majewskiego „Młyn i krzyż”.
Pieter Bruegel malując obraz „Droga krzyżowa” (1564), nie sadził, że wywrze on tak silny wpływ na polskiego reżysera, że ten po bez mała pięciuset latach zechce nakręcić o nim film.
Sam Bruegel to malarz i humanista wielkiego formatu. Admirator poglądów Erazma z Rotterdamu. Lech Majewski ożywia postaci z obrazu i pozwala widzowi uczestniczyć we wszystkich wydarzeniach proponowanych przez Bruegla.
Obszerny wykład o filmie przygotowała Stanisława Czernik:
Majewski podjął współpracę z Gibsonem w wyniku której powstał jeden z najbardziej niezwykłych filmów współczesnych. Niezwykły zarówno ze względu na treść, sposób filmowania, nowatorstwo, wykorzystujący najbardziej zaawansowane techniki stosowane obecnie przy produkcji filmów, ale przede wszystkim przez podporządkowanie tych wszystkich środków w sposób przemyślany i konsekwentny, do rzeczy wydawałoby się karkołomnej: wejścia do środka obrazu, ożywienia go i odczytania.
Autorka wykładu podkreśliła niezwykle staranną charakteryzację i dbałość o szczegóły. Za znakomity uznała pomysł umieszczenia w centrum obrazu samego artysty, aby opowiedział nam własną prawdę. S. Czernik rozmowę o filmie i obrazie widzi w kontekście dwóch muzycznych arcydzieł: Pasji wg Św. Mateusza Bacha i Mszy c-moll Mozarta, fragment Qui tollis.
Jedynie artysta, obdarzony sokolim okiem i darem opisania prawdy utrwala dla nas momenty, które są naszą pociechą i dają poczucie, że możemy wydrzeć coś bezosobowemu i okrutnemu fatum. Bruegel w pewien sposób uświęca tu sztukę i daje jej przywilej prawdy. To wielki rewolucjonista, który już oderwał się od zastanej czy narzuconej narracji i daje sobie prawo do własnej wizji świata i losu – kontynuowała.
Reżyserowi, któremu tak bliska jest sztuka malarska, odczytuje u Bruegla uniwersalne problemy filozoficzne nurtujące każdego myślącego człowieka, nie tylko artystę. Zdaje się też mówić, że artysta jest naszym (zwykłych ludzi), okiem, uchem i ustami. Mówi za nas i dla nas, abyśmy w bezlitosnych trybach dziejów odnaleźli własne miejsce i własną ludzką godność. To wielka odpowiedzialność ale i zadośćuczynienie dla artysty.
Barbara Tora tak podsumowała spotkanie: Nawet młyn - synonim życia (...) zastygł w obliczu śmierci. (...) Zatrzymuje się po to, by dalej (z woli Boga) obracać tryby ludzkiego życia.